Zakon Rycerski Świętego Grobu Bożego w Jerozolimie



Sanktuarium Matki Bożej Królowej Palestyny ozdobione w olśniewające piękno

DEIR RAFAT - 18 stycznia 2020 r. Abp Pierbattista Pizzaballa, Administrator Apostolski Patriarchatu Łacińskiego, przewodniczył profesji wieczystej Siostry Serafiny, pochodzącej z Chile i od dwóch lat rezydującej w Deir Rafat.

Duch zstąpił na nią, aby na zawsze poświęcić ją Bogu w Monastycznej Rodzinie od Betlejem, od Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i od Świętego Brunona.

Uroczystość odbyła się w języku hiszpańskim. Koncelebrowali Kanclerz Patriarchatu Łacińskiego Ojciec Ibrahim Shomali, Ojciec Hans Putman z Betlejem oraz Brat Maximilien mnich z Tel Gamaliel (Beit Jamal), podczas gdy diakon Firas Abedrabbo asystował arcybiskupowi Pizzaballi.

W homilii arcybiskup Pierbattista skomentował czytania z uroczystości: „Przede wszystkim cieszę się, że mogę być tu na tej uroczystej profesji, podczas tego ważnego momentu dla waszej wspólnoty, ale także dla Kościoła w Jerozolimie, ponieważ… każde poświęcenie jest także darem dla Kościoła… i dlatego cały Kościół się raduje… Ktoś, kto mówi Bogu „tak”, jest wielką radością i znakiem Jego ciągłej Obecności w Kościele …

Siostra Serafina poświęca się Bogu, ale to także Bóg poświęca ją Sobie. Są to dwa ruchy, których nie można od siebie oddzielić. Jest pragnienie w sercu, w sercu, które mówi „tak”, które odpowiada, ale jest też pragnienie Boga, który zabiera kogoś, aby uczynić go Swoim.
Jest bardzo piękny fragment z proroka Izajasza, który zaczyna się od tych samych słów, jakie zostały użyte przy stworzeniu: „Stworzyłem cię, uformowałem cię” (por Iz 43,7), to jest jak powiedzenie: „Czynię cię nową, nowym stworzeniem; jesteś moja, należysz do mnie”
Bóg nie stworzył nas, aby zostawić nas samych, ale stworzył nas, aby uczynić nas Swoją własnością, a idąc głębiej, Wcielenie Jezusa jest pragnieniem Boga by wejść w człowieka i uczynić go Swoim.
I wszyscy jesteśmy w tej wierności Boga, jesteście tam także i wy.
A ta relacja będzie musiała urosnąć, nabrać smaku…
Słowa „Jesteś mój; kocham Cię; należysz do mnie… ” nabierają każdego dnia nowego smaku, który zawiera całe nasze życie, nasze trudy, ale także naszą radość…

Słowa, które Bóg Ci dzisiaj powiedział, są prawdziwe; doświadczyliśmy tego i jest to doświadczenie, które zawsze będzie miało smak nowego życia… ”

Komentując Ewangelię z uroczystości (Jan 3: 1-16) abp Pizzaballa dodał później: „jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie”. Narodzić się na nowo oznacza odradzanie się do tego co w górze, to ciągłe odradzanie się z wody i z Ducha. To Duch wprowadza nas w pełni w życie Boże.

Spotykając się z tobą, Siostro Serafino, rozmawiając z tobą, słuchając ciebie, ludzie będą musieli zrozumieć, że jesteś nową osobą, która mówi o rzeczach, które przychodzą z nieba ... „Smakujcie rzeczy, które są tam w górze”.
A więc narodzić się na nowo, do tego co na górze, oznacza bycie osobą nową, która ma w sobie coś innego…
Życie zakonne musi stale prowokować życie świata, ale także Kościół, musi myśleć o rzeczach tam w górze, o sprawach życia, które się tu nie kończy, ale które ma smak rzeczy z nieba, ponieważ tam jest jego przeznaczenie.

Arcybiskup Pizzaballa zakończył homilię życzeniami dla nowej profeski:
„Życzę ci, abyś codziennie doświadczała wierności Boga i Jego miłości, abyś każdego dnia doświadczała sensu odrodzenia się z wody i z Ducha, narodzenia się na nowo i z góry.

To ciągłe nawracanie, w którym Pan poświęca się Tobie, czyni cię inną, a nie lepszą ... Życie zakonne nie oznacza, że jest lepsze od świeckiego, ale że ma inny smak, smak rzeczy tamtych z góry, które musimy wnieść do naszego życia codziennego, do naszych rozmów, do naszych relacji z innymi. Najlepsze życzenia!”




Znaczenie poznania Betlejem

Dr. James J. Zogby

Od dawna niepokoi mnie to, że tak wielu wierzących chrześcijan na Zachodzie albo nie znało, albo odwróciło się od trudnej sytuacji Palestyńczyków, zarówno chrześcijan, jak i muzułmanów. Prawicowi ewangelicy, pod wpływem heretyckiej teologii, są tak zaślepieni obsesją na punkcie Izraela, że ​​nie widzą ofiar Izraela. Inni zachodni chrześcijanie po prostu nie wiedzą o Palestyńczykach ani nie wiedzą o Palestynie. Uważam, że ten stan rzeczy jest zawsze niepokojący, ale szczególnie w okresie Bożego Narodzenia, ponieważ święta Bożego Narodzenia, które obchodzimy, nie tylko miały miejsce w tym kraju, ale nadal określają życie Palestyńczyków mieszkających w takich miejscach jak Betlejem i Nazaret. Kiedy zachodni chrześcijanie myślą o tych społecznościach, przychodzą im na myśl obrazy zmitologizowane, które są wytworem naszych filmów, artystów, piosenek i historii. A Betlejem to prawdziwe miejsce, w którym zagubieni są prawdziwi ludzie. Mając to na uwadze, kilka lat temu napisałem refleksję na temat znaczenia poznania prawdziwego Betlejem.

* * *

Betlejem zawsze podpowiadała nam nasza wyobraźnia. Od pokoleń uczucia wywoływane przez to miasto były utrwalane w różnych formach sztuki, służąc inspiracji zarówno wierzących, jak i niewierzących przesłaniem nadziei i radosnej obietnicy nowego życia.

Dla tych, którzy nie znają tego miejsca, Betlejem ma nadzwyczajne znaczenie, wywodzące się z tych artystycznych dzieł. To miejsce tajemnicy i sprzeczności. Jest to spokojne miasteczko, które odegrało ogromną rolę w historii; miejsce narodzin Jezusa, Dziecka urodzonego w grocie, zwiastowanego przez anioły i nawiedzonego przez pasterzy i królów. Dla setek milionów chrześcijan na całym świecie są to obrazy, które definiują Betlejem. Niestety, w rzeczywistości wszystko to jest tylko mrzonką, ponieważ presje współczesnego życia codziennego w tej historycznej społeczności malują zupełnie inny obraz.

Cierpiące pod okupacją izraelską od 1967 r., Betlejem powoli ulega zdławieniu. Straciło większość gruntów pod budowę osiedli. Otacza je betonowy mur o wysokości 10 metrów, pozbawione jest środków do życia i pozbawione jest dostępu do rynków zewnętrznych. W rezultacie 25% mieszkańców Betlejem jest bezrobotnych, a 35% żyje poniżej poziomu ubóstwa. Na przykład przed okupacją kilka tysięcy Palestyńczyków w Betlejem zatrudnionych było jako rzemieślnicy znani na całym świecie ze swoich artefaktów z drewna oliwnego i masy perłowej. Dziś odmówiono im możliwości swobodnego eksportu i z powodu niestabilności rządów wojskowych, rzemiosło to zatrudnia tylko kilkaset osób. Podobnie ucierpiała turystyka w Betlejem. Dominujące w branży izraelskie firmy oferują turystom pobyt w hotelach w kontrolowanych przez siebie miejscach i odbywanie jedynie jednodniowych wycieczek do świętych miejsc w Betlejem. Tłumy przybywają do miasta na kilka godzin, ale dochody od turystów nieproporcjonalnie trafiają do Izraelczyków.

Betlejem straciło tyle ziemi w wyniku izraelskiej konfiskaty pod budowę osiedli, że nie może już się rozbudowywać. Teraz może budować tylko pionowo. W rezultacie to, co pozostało z Betlejem, stało się przepełnione, a ruch uliczny zatłoczony jest na wąskich uliczkach.

Przywódcy Izraela często przekonują, że muszą dalej rozszerzać swoje osady, aby ich młodzież mogła znaleźć miejsce do zamieszkania. I tłumaczą, że zmuszeni byli kontynuować budowę muru, aby chronić mieszkańców tych nielegalnych kolonii. Nie mówią, że mur jest budowany przez ziemie należące do Palestyny, pozbawiając wioski ich własności, oraz że następuje ekspansja ogromnych kolonii osadniczych w Har Homa, Gilo, Har Gilo, Betar Ilit, Giva'ot i coraz więcej dzieje się kosztem Palestyńczyków mieszkających w regionie Betlejem. Izraelczycy nazywają te kolonie „dzielnicami Jeruzalem”. Jest to tylko prymitywny wysiłek, aby zaciemnić rzeczywistość, że przecież wszystkie zostały zbudowane na ziemi betlejemskiej - nielegalnie skonfiskowanej przez Izrael, a następnie jednostronnie przyłączonej do tego, co nazywają „Wielkim Jeruzalem”. W rezultacie Palestyńczycy zachowują obecnie jedynie niewielką kontrolę nad 13% regionu Betlejem - przy czym Izraelczycy nadal grożą, że przejmą więcej. W rzeczywistości 22 izraelskie osady zbudowane w regionie Betlejem a także drogi, które je łączą i mur, który je chroni - wszystkie zostały zbudowane na gruntach zabranych Palestyńczykom. A nowe plany rozbudowy mieszkań wyłącznie dla Żydów i przedłużenie muru oznaczają po prostu, że więcej ziemi zostanie zajętej, pozostawiając mniej Palestyńczykom.

Spójrzcie na mapę, a zobaczycie, że Betlejem znajduje się zaledwie kilka kilometrów od Jerozolimy. Jeszcze 20 lat temu, stojąc w pobliżu Placu Żłóbka, można było wychodzić na zieloną przestrzeń, wzgórze Jabal Abul Ghnaim i zobaczyć Święte Miasto. Podróż samochodem trwała zaledwie 15 minut. Dziś uniemożliwia to wysoki na 10 metrów mur, a ta zielona przestrzeń, w której kiedyś palestyńskie rodziny piknikowały, jest teraz miejscem potwornej betonowej osady Har Homa - domem dla 25 000 Izraelczyków. W wyniku osad, dróg wyłącznie dla Żydów i muru, wyrosło całe pokolenie młodych Palestyńczyków, którzy nigdy nie byli w Jerozolimie. Poza tym cała ludność została odcięta od miasta, które było ich metropolią - centrum, które zapewniało im usługi medyczne, społeczne, edukacyjne, rynki i źródła zatrudnienia oraz miejsca wzbogacania kultury i duchowości. Wszystko to jest teraz poza ich zasięgiem.

Obecnie populacja Palestyńczyków ​​w regionie Betlejem wynosi 210 000. Jednocześnie istnieje ponad 165 000 osadników izraelskich, których liczba w najbliższej przyszłości ma się znacznie zwiększyć. W obliczu tej ekspansji, Palestyńczycy wnieśli sprawę do Sądu Światowego, który orzekł, że osady i mur są nielegalne - w jawny sposób naruszając prawa międzynarodowe ustanowione po II wojnie światowej w celu ochrony praw ludzi zamieszkujących terytoria okupowane w czasie wojny. W odpowiedzi na to Izrael, przy wsparciu USA - działał nadal bezkarnie, kontynuując budowę, przenosząc swoją ludność na obszary palestyńskie i zabierając coraz więcej ziemi.

Wszystko to dzieje się w tym czasie, gdy chrześcijanie na Zachodzie błogo śpiewają o „spokojnym miasteczku”, nie słysząc płaczu jego mieszkańców. Bardziej niepokojące jest to, że decydenci i ci, którzy powinni wiedzieć lepiej, celowo odwracają uwagę i są głusi na apele Palestyńczyków proszących o uznanie ich trudnej sytuacji, umożliwiając w ten sposób kontynuację tej niesprawiedliwości.

Tymczasem w Betlejem nadzieja ustępuje miejsca rozpaczy, a myśli o pokoju uczuciom gniewu. Należy zwrócić uwagę na tę tragedię. Pomyślcie przez chwilę o Betlejem i zamiast wyobrażać sobie pasterzy i aniołów, pomyślcie o życiu takim, jakie jest dzisiaj w tym mieście. Wyobraźcie sobie, co byście czuli, gdybyście mieszkali w Betlejem i widzieli, jak wasza ziemia ustępuje miejsca domom i drogom innych ludzi. Wyobraźcie sobie, jak byście się czuli, gdyby wasi synowie i córki w celu znalezienia pracy zostali zmuszeni do wysiedlenia, aby zrobić miejsce synom i córkom innych ludzi, którzy przybyli, aby zamieszkać na waszej ziemi. Następnie słuchajcie uważnie i usłyszcie płacz mieszkańców tego małego miasteczka.

UWAGA: Poglądy i opinie wyrażone w tym artykule są poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko Arab American Institute.
Posted on December 28, 2019 in Washington Watch
By Dr. James J. Zogby




Jerozolima - trzy światy

Pewnego dnia starzec Abraham przywiózł tu swojego syna Izaaka (muzułmanie powiedzą: Ibrahim przywiózł Iszmaela), by na polecenie Boga złożyć go w ofierze na wzgórzu, w krainie Moria. Wzgórze to stało się później dla żydów mieszkaniem Boga. Tu stanęła Świątynia, w której od czasów Salomona sprawowano prawdziwy kult jedynego Boga. Zburzona przez Babilończyków w VI w. przed Chr., odbudowana w czasach Persów, a następnie odnowiona przez Heroda Wielkiego, została w końcu zniszczona przez rzymskie legiony w roku 70 po Chr. Już nigdy nie została odbudowana.

 

W tym mieście dokonało się też to, co najważniejsze w chrześcijaństwie. Tu został umęczony Jezus z Nazaretu, tu został pochowany, tu trzeciego dnia znaleziono Jego pusty grób. W tym miejscu zstąpił Duch Święty. Stąd wyruszyli pierwsi głosiciele Dobrej Nowiny, by nieść Ewangelię do Judei, Samarii i aż po krańce ziemi. Tu także pewnego dnia przybył prorok Muhammad. Tam, gdzie Ibrahim miał złożyć w ofierze Iszmaela, Muhammad został w ekstazie wzięty do nieba. Dziś dla muzułmanów Święte, Al-Quds, i jego meczety: Al-Aqsa (czyli Najdalszy) i Qubbat as-Sahra (arab. Złota Kopuła na Skale, zbudowany nad skałą Ibrahimowego ołtarza, w Miejscu Świętym Świętych dawnej żydowskiej Świątyni) to trzecie najważniejsze miejsce w ich religii, zaraz po Mekce i Medynie.

 

Zazdrość o post

 

Ramadan to nazwa dziewiątego miesiąca w kalendarzu muzułmańskim. Jest to miesiąc świąteczny, obchodzony na pamiątkę otrzymania świętej księgi, czyli Koranu. "To jest miesiąc Ramadan, w którym został zesłany Koran - droga prosta dla ludzi i jasne dowody drogi prostej, i rozróżnienie. Ktokolwiek z was będzie świadkiem tego miesią-ca, niech pości (...)" (II, 185). Post w miesiącu Ramadan jest jednym z pięciu filarów islamu, czyli najważniejszych zasad tej religii. Muzułmanie, począwszy od dziesiątego roku życia - z wyjątkiem chorych, podróżnych oraz kobiet ciężarnych i karmiących - są zobowiązani do postu trwającego od wschodu do zachodu słońca. Należy wtedy całkowicie powstrzymać się od jedzenia i picia, palenia tytoniu i stosunków seksualnych. Najbardziej pobożni nie przełykają nawet śliny. Post trwa przez dwadzieścia dziewięć lub trzydzieści dni i kończy się świętem id al-fitr, objawienia Koranu. Jeśli ktoś nie jest w stanie dotrzymać postu, powinien w innym czasie uzupełnić brakujące dni. Za każdy opuszczony dzień winien także przez jeden dzień wyżywić potrzebującego.

 

Podziwiamy muzułmanów za ich post. A tymczasem muzułmanie podziwiają chrześcijan. Uważają bowiem, że ten ramadanowy wcale nie jest taki trudny. Ostatecznie w nocy mogą się najeść i napić do syta. Podczas gdy tutejsi chrześcijanie w czasie Adwentu i Wielkiego Postu powstrzymują się od pokarmów mięsnych, nie jedzą nawet sera i nabiału. W tradycji Kościołów wschodnich post adwentowy trwa czterdzieści dni, a przygotowanie do Paschy - siedemdziesiąt.

 

Arab to niekoniecznie muzułmanin

 

Kiedy czytamy gazety lub słuchamy informacji telewizyjnych, możemy odnieść wrażenie, że określenia "Arab" i "muzułmanin" są synonimami. Tymczasem nie jest to prawdą. W świecie arabskim, pośród islamskiej większości, żyje wielu Arabów, którzy od wieków są uczniami Chrystusa.

 

Można o nich powiedzieć: zapomniani bracia. Zachodni chrześcijanie - katolicy czy protestanci - zazwyczaj nawet nie wiedzą, że arabscy chrześcijanie istnieją, że żyją także tu, w Izraelu, w Autonomii Palestyńskiej, że przechowują wiarę, świadczą o Ewangelii pośród tych, którzy jej nie znają. Korzenie arabskich chrześcijan w Ziemi Świętej sięgają pierwszego pokolenia uczniów Chrystusa. Przed upadkiem Jerozolimy w roku 70 judeochrześcijanie z gminy jerozolimskiej uciekli na tereny dzisiejszej północnej Jordanii. Właśnie od nich, a także od wspólnot pochodzących z pogaństwa, rozpoczęła się historia wiary chrześcijańskiej na całym Bliskim Wschodzie. Rozwijało się tu życie monastyczne. Mnisi na Pustyni Judzkiej służyli Bogu w postach i modlitwie. W Betlejem Hieronim przetłumaczył Pismo Święte na łacinę i Kościół na Zachodzie posługiwał się jego tłumaczeniem w liturgii aż do Soboru Watykańskiego II. W Syrii rozwinął się szczególny styl życia pustelniczego stylityzm - (słupnictwo). Mnisi spędzali całe życie na małych platformach umieszczonych na szczycie kolumn z pogańskich świątyń. Słyszeliśmy przecież o Szymonie Słupniku, który tę tradycję rozpoczął, jednak niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że powstawały wręcz całe "wioski" mnichów-słupników.

 

Na tych właśnie terenach działali wielcy teologowie, tacy jak Orygenes czy biskup Cyryl Jerozolimski. Tutaj ukształtowała się bogata tradycja liturgiczna. Obecna liturgia Wielkiego Piątku w Kościele łacińskim ma swoje bezpośrednie źródło w liturgii Kościoła Jerozolimskiego z IV w.

 

Stąd pochodzili tacy wielcy mężowie pierwszych wieków Kościoła, jak Efrem Syryjczyk, zwany przez współczesnych Harfą Ducha Świętego, Doktor Kościoła, teolog-poeta, piewca Maryi.

 

Od IV w. coraz większy wpływ na Bliskim Wschodzie, także w samej Jerozolimie, zyskiwało chrześcijaństwo tradycji greckiej, związane z patriarchatem Konstantynopola. Jednakże chrześcijanie orientalni zachowali swoją tożsamość, swoje ryty liturgiczne.

 

Dziś w Jerozolimie jest prawosławny Patriarchat Grecki, Patriarchaty Ormiańskie (katolicki i prawosławny), rzymsko- i syryjskokatolicki. Są katolicy-maronici, których tradycja pochodzi z Libanu. Są Etiopczycy i Koptowie. Przybywa prawosławnych z Rosji, którzy przyjeżdżają do Izraela. Są tradycyjne wspólnoty protestanckie, zwłaszcza luteranie.

 

Nowym zjawiskiem są różne grupy wolnych chrześcijan, wywodzących się z amerykańskiego protestantyzmu ewangelicznego, które przejawiają coraz większą aktywność. Ich członkowie bardzo gorliwie wspierają Państwo Izraela oraz żydowskich osadników na terenach palestyńskich. Udzielają im wielkiego wsparcia finansowego. Zdarzało się, że grupy takich "ewangelicznych chrześcijan" wchodziły na Wzgórze Świątynne i tam z Biblią w ręku modliły się, by Pan zniszczył meczety i odbudował żydowską Świątynię, bo tylko wtedy będzie możliwe powtórne przyjście Jezusa. Oczywiście takie zachowania doprowadzały do furii muzułmanów i odbijały się bardzo niekorzystnie na sytuacji tradycyjnych arabskich chrześcijan.

 

Liderzy głównych Kościołów mówią nawet o nowej niebezpiecznej herezji: chrześcijańskim syjonizmie, który polega na tym, że w imię specyficznego rozumienia Ewangelii chrześcijanie występują przeciw innym chrześcijanom, by wspierać wyznawców judaizmu.

 

Izrael - żydowska mozaika

 

Mieszkam w dominikańskim klasztorze św. Szczepana. Bracia prowadzą tu znaną w świecie naukowym Francuską Szkołę Biblijną i Archeologiczną (École Biblique et Archéologique Française). To właśnie tu powstało chyba najpopularniejsze na świecie katolickie wydanie Pisma Świętego, czyli "Biblia Jerozolimska" (niedawno opublikowana także w języku polskim). Mieszkamy we wschodniej części miasta, okupowanej przez Izrael od czasu wojny sześciodniowej w roku 1967. Jesteśmy jak wyspa, o której brzegi uderzają fale dwóch mórz. Z jednej strony - morze islamu, meczety za płotem, a z drugiej...

 

Po drugiej stronie ulicy Hel Handasa, zaledwie kilkadziesiąt metrów od klasztornej furty, zaczyna się zupełnie inny świat. Można tu spotkać chasydów z długimi pejsami, ubranych w czarne chałaty i białe pończochy. Sprawiają wrażenie ludzi, którzy gdzieś biegną - z wzrokiem utkwionym w modlitewniku lub szepcząc psalmy. Kiedy tamtędy przechodzę, przypominają mi się zapamiętane ze starych zdjęć widoki krakowskiego Kazimierza czy lubelskiego Podzamcza. Dzielnica ta nazywa się Mea Szearim, czyli Sto Bram. Jest zamieszkana w większości przez wyznawców tradycyjnego judaizmu.

 

Współczesny judaizm nie jest bynajmniej jednolitą religią. Przez wieki rozproszenia ukształtowały się różne tradycje. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do widoku Żydów aszkenazyjskich. Właśnie na terenach Rzeczypospolitej rozwinęła się niezwykle bogata kultura żydowska. Tutaj powstał ruch chasydzki, którego wpływ na judaizm można by porównać do wpływu ruchu zielonoświątkowego na tradycyjne Kościoły chrześcijańskie. Haskala [1], żydowskie Oświecenie, także dokonało się w społeczności zamieszkującej Europę Środkowo-Wschodnią. Żydzi aszkenazyjscy posługiwali się własnym językiem, jidysz, który do dziś można usłyszeć w ortodoksyjnych dzielnicach Jeruzalem. Istnieje jednak druga wielka tradycja żydowska, związana z tymi, którzy zamieszkiwali Półwysep Iberyjski i północne wybrzeża Afryki. Żydzi sefardyjscy żyli tam w kontakcie z islamem. Ich tradycyjne stroje to nie chałaty, jarmułki i czarne kapelusze, ale dżelabije i turbany. Między sobą rozmawiali w języku ladino, który dziś niestety zanika. Ich mentalność pozostała orientalna, dlatego też o wiele łatwiej było im się kulturowo odnaleźć, gdy przyjeżdżali do Izraela po powstaniu tego państwa w 1948 r.

 

Niektórzy mówią, że jedną z ważnych przyczyn tarć i konfliktów między Państwem Izrael a krajami arabskimi jest to, że idea tego państwa powstała w Europie. Została stworzona przez niereligijnych syjonistów pod koniec XIX w. Proponowali oni świeckie państwo dla Żydów, zorganizowane na wzór nowożytnych państw europejskich. Umieszczenie takiego tworu politycznego w zupełnie innym kontekście, gdzie to właśnie religia określa struktury społeczne (bardzo zresztą tradycyjne, odzwierciedlające ustrój plemienny), musiało doprowadzić do konfliktu. Izrael do dziś poniekąd udaje, że jest państwem europejskim. Piłkarze czy koszykarze grają w rozgrywkach europejskich czy w eliminacjach europejskiej Ligi Mistrzów. Może uznanie swojej "orientalności", akceptacja tego, że jest to państwo bliskowschodnie, azjatyckie, byłoby krokiem do uspokojenia sytuacji w tym regionie?

 

W dżungli konwenansów

 

W Jerozolimie religia ma ogromny wpływ na życie codzienne. Muzułmanie świętują w piątek, żydzi w sobotę, chrześcijanie w niedzielę. W masarniach nie znajdzie się wieprzowiny, bo to mięso nieczyste zarówno dla muzułmanów, jak i dla wyznawców judaizmu. Chrześcijanie chodzą na zakupy do chrześcijańskich sklepów, żydzi - do żydowskich, a muzułmanie - do muzułmańskich. Nie jest to jednak przejaw rasizmu czy ksenofobii, jak moglibyśmy to odczytać z perspektywy europejskiej. Dlaczego miałbym wspierać ekonomicznie wyznawcę innej religii - który zresztą w przypadku konfliktu może stać się dla mnie zagrożeniem - podczas gdy mój brat w wierze by na tym tracił?

 

Każda religia ma swój własny kalendarz. Przykładowo, 22 listopada 2006 r., dla żydów liczących czas od stworzenia świata jest 1 kislew 5767. Dla muzułmanów, dla których punktem odniesienia jest data ucieczki Mahometa z Mekki do Medyny, czyli rok 622 po Chr., jest 1 Zu al-Qi'da roku hidżry 1427. Różnice są też wśród chrześcijan. Prawosławni używają kalendarza juliańskiego, a Koptowie liczą swoją "erę męczenników" od 1 września 284 według kalendarza gregoriańskiego - dlatego mają w tym czasie 13 hatur 1723. Chociaż katolicy łacińscy w samej Jerozolimie używają kalendarza gregoriańskiego, na terytoriach okupowanych przez Izrael idą - jak prawosławni - za kalendarzem juliańskim, żeby wspólnie obchodzić chrześcijańskie święta.

 

Od II wojny światowej funkcjonuje w Jerozolimie Nowy Dom Polski, prowadzony przez siostry elżbietanki. Kiedy budowali go żołnierze z armii Andersa, dokoła rozciągały się gaje oliwek. Po 1948 r. zaczęli się w tej okolicy osiedlać ortodoksyjni żydzi. Teraz więc Dom znajduje się niemal w sercu Mea Szearim. Siostry musiały zamontować w oknach mocne metalowe siatki, by uchronić się przed wybijaniem szyb. Kiedy bowiem w piątkowy wieczór, po rozpoczęciu szabatu, goście zapalają lampy w swoich pokojach, często w stronę okien lecą kamienie rzucane przez żydowskich sąsiadów. W szabat nie wolno bowiem zapalać ognia, a włączanie lamp w Domu Polskim uznawane jest za łamanie tego zakazu i prowokację.

 

Niedaleko naszego klasztoru znajduje się konsulat USA, a tuż obok stoi meczet. Od pewnego czasu z minaretu nie płyną słowa porannego wezwania do modlitwy. W innych meczetach muezzini śpiewają je przed wschodem słońca. Dlaczego w tym jednym meczecie się tego nie robi? Bo śpiew muezzina przez wielkie głośniki budził amerykańskich urzędników, którzy potem byli niewyspani i niemiło traktowali palestyńskich petentów. Dlatego, dla dobra swoich współwyznawców, jerozolimski mufti zgodził się, by nie śpiewać porannego wezwania.

 

Styk religii i codzienności nie prowadzi tylko do wydarzeń śmiesznych czy ciekawych. Może być też bardzo niebezpieczny - zwłaszcza, kiedy dotyka sfery politycznej. Religia i polityka... W Europie boimy się łączyć te dwie rzeczywistości. Nauczyliśmy się, że sojusz tronu czy parlamentarnej mównicy i ołtarza przynosi zawsze opłakane skutki. Zwłaszcza dla ołtarza...Tutaj właściwie każdy gest inspirowany religią może mieć konsekwencje polityczne. Wiosną 2005 r. potężne siły izraelskiej policji i wojska broniły dostępu do Starego Miasta i meczetów na Wzgórzu Świątynnym. Nie, nie blokowali bynajmniej wojowniczych muzułmanów, ale religijnych, ortodoksyjnych żydów, którzy pragnęli wedrzeć się na sprofanowane przez niewiernych miejsce dawnej Świątyni, zburzyć meczety i odbudować miejsce kultu Boga Izraela. Szaty dla kapłanów i świątynne sprzęty są już zresztą gotowe. Jeśli ktoś chce je zobaczyć, może odwiedzić jerozolimski Instytut Trzeciej Świątyni albo przynajmniej jego stronę internetową: http://www.templeinstitute.org/. W tym samym czasie izraelskie służby specjalne udaremniły inny atak na meczety. Miał on być dokonany przez tajną grupę ortodoksów żydowskich, którzy chcieli odpalić pociski przeciwpancerne ze stoku Góry Oliwnej. Wyrzutnie rakiet, karabiny i samochody były już przygotowane. Idea odbudowy żydowskiej Świątyni jest z pewnością bardzo wzniosła, ale zburzenie meczetów spowodowałoby natychmiast wielką wojnę, nawet o charakterze światowym...

 

Są też inne problemy. Znaczna część nieruchomości na jerozolimskim Starym Mieście jest własnością Patriarchatu Greckiego. W 2004 r. okazało się, że Patriarchat wpadł w poważne kłopoty finansowe. Ówczesny patriarcha Ireneos podjął decyzję o sprzedaży kilkunastu domów, właściwie całej ulicy w centrum dzielnicy chrześcijańskiej. Kupcem okazała się żydowska radykalna organizacja religijna. Patriarcha został zmuszony przez Święty Synod do odejścia z urzędu. Nowy patriarcha, Teofilos, nie został jednak uznany przez Izrael. Prawo zwyczajowe wymaga bowiem, żeby grecki patriarcha Jerozolimy otrzymał aprobatę władz wszystkich państw, na których terenie znajduje się jego diecezja, czyli Izraela, Autonomii Palestyńskiej, Jordanii, Syrii, Libanu i Cypru. Władze izraelskie sprzeciwiły się odwołaniu Ireneosa, gdyż ten wsparł przecież żydowski stan posiadania na Starym Mieście.

 

Czy to wszystko na darmo

 

Można by się spodziewać, że wielka różnorodność religii i tradycji wpływa stymulująco na dialog pomiędzy nimi. Niestety wydaje się, że przedstawicielom religii niechrześcijańskich wcale nie zależy na dialogu. Albo raczej: oficjalny dialog się odbywa, bo pewnie tak wypada, ale nie wpływa on w widoczny sposób na zachowania zwykłych wyznawców. Wielu chrześcijan wspomina wydarzenie sprzed kilku lat. Po konferencji na temat dialogu międzyreligijnego na Uniwersytecie Hebrajskim, na której padło wiele wzniosłych słów, jeden z wiele wzniosłych słów, jeden z greckich biskupów wsiadał na parkingu do swego samochodu. Podszedł do niego religijny żyd i zastukał w szybę. Biskup otworzył ją i ? został opluty. Trzeba wiedzieć, że na Bliskim Wschodzie jest to wyraz wielkiej pogardy, gest o dużo większej mocy niż w europejskim kręgu kulturowym. Zresztą wielu chrześcijańskich duchownych było oplutych przez ortodoksów - zwłaszcza, gdy na swoich sutannach czy habitach nosili krzyż. W czasie pielgrzymki Jana Pawła II w 2000 r. wszyscy widzieliśmy, jak arogancko zachowywał się i wypowiadał muzułmański duchowny w czasie oficjalnego spotkania z papieżem.

 

Francuski dominikanin o. Marcel Dubois całe swoje życie poświęcił dialogowi z judaizmem. Jako jedyny nie-Żyd był dziekanem wydziału na Uniwersytecie Hebrajskim. Został obywatelem Izraela. Otrzymał najważniejszą izraelską nagrodę naukową. Powiedział mi niedawno, że po niemal pięćdziesięciu latach poświęconych dialogowi ma poczucie, że zmarnował swoje życie, że pracował na darmo...

 

Losy świata tu się dokonają

 

Na zachód od centrum miasta okolica staje się coraz bardziej swojska, europejska. Pasaże i centra handlowe, duże sklepy, kawiarnie, deptak Ben Jehuda, na którym rosyjski słychać równie często jak hebrajski. Następny "inny świat". I najlepsze lody na Bliskim Wschodzie. Trzeba tylko uważać, żeby przypadkiem nie usiąść obok jakiegoś porzuconego plecaka. Może być w nim bomba. Wtedy policja zamknie deptak i unieszkodliwi ładunek. I znowu będzie można pójść na lody.

 

Jerozolima, miasto ze złota, miasto święte, tygiel kultur i religii. Tylko widok uzbrojonych po zęby patroli izraelskiej armii przypomina boleśnie, że w tym tyglu ciągle wrze.

 

Po tygodniu pobytu w Jerozolimie byłem pewien, że nic z tego, co się mówiło i myślało w Europie o tutejszej sytuacji, nie jest prawdziwe, że sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana i zagmatwana i że nie ma prostych rozwiązań. Po roku sądziłem, że wiem już wystarczająco dużo, żeby stać się specjalistą od sytuacji w Jerozolimie i na Bliskim Wschodzie. Po dwóch latach widzę, że mogę tylko opisywać różne sytuacje, szkicować obrazki.

 

Jest taka anegdota o młodej dziennikarce, którą redakcja wysłała do Jerozolimy, by przygotowała reportaż. Dziewczyna chodziła po mieście, szukała natchnienia. W końcu pod Ścianą Płaczu zobaczyła starego żyda, który modlił się w przejmujący sposób. Kiedy skończył, poprosiła go o rozmowę:
- Czy jest pan stąd, z Jerozolimy?
- Tak, mieszkam tu od urodzenia. Zresztą tu niedaleko, dlatego trzy razy dziennie mogę tu przychodzić na modlitwę.
  - O co pan się modli?
  - Rano proszę Najwyższego o miłosierdzie dla wszystkich ofiar przemocy, nienawiści, wojen i konfliktów. W południe modlę się o to, żeby ludzie wszystkich religii szanowali się nawzajem. A wieczorem proszę, żeby było pojednanie między Izraelczykami i Palestyńczykami.
  - I co pan czuje, kiedy się pan modli o te wszystkie wspaniałe rzeczy? - zapytała młoda dziennikarka.
  - Co czuję? Czuję, jakbym mówił do ściany... Miasto jest piękne, niezwykłe, przez Boga wybrane. I z pewnością losy świata dokonają się właśnie tu - tak mówią wszystkie trzy religie wywodzące się od patriarchy Abrahama. Na razie jednak prośmy o pokój dla Jeruzalem! (Ps 122, 6).
Mur jest głuchy, ale Pan wysłucha.

 

Paweł Trzopek OP
List 01/2007

[1] Haskala – prąd kulturowy zapoczątkowany wśród Żydów pod koniec XVIII w. pod wpływem oświecenia europejskiego

© OESSH 2009